Gdy rodzina nie zapłaciła za nią okupu, 5-latka została porzucona w dżungli. To, co się z nią stało, przypomina historię Tarzana, tyle że z innym zakończeniem...
To jedna z tak niesamowitych historii, że aż trudno w nią uwierzyć. Niemniej, niedawno Marina Chapman wydała swoją autobiografię. Urodzona około 1950 roku kobieta miała burzliwe życie, choć sama go sobie nie wybrała. Mając zaledwie pięć lat została porwana z rodzinnego domu w Kolumbii. Porywacze nie dostali oczekiwanego okupu, więc porzucili dziewczynkę w dżungli. A potem było tylko dziwniej...
Marina nawet dobrze nie pamięta swojego nazwiska. Po porwaniu została odurzona narkotykami, a potem obudziła się w dżungli. Została zupełnie sama w lasach tropikalnych, zupełnie jak Tarzan.
Wspomina, że dużo płakała i umierała z głodu, ale bała się cokolwiek zjeść. Z pomocą przyszły... małpy. Dziewczynka jadła tylko to, co one, czyli banany i jagody. Starała się trzymać jak najbliżej zwierząt, choć ich się bała... A gdy któregoś razu spróbowała zjeść dziwną jagodę, jedna z małp zabrała jej owoc i uderzyła łapą w twarz. Wygląda na to, że to były trujące jagody - a zwierzęta w ten sposób dały jej odczuć, że ją akceptują... Uratowały jej życie. Brzmi niesamowicie? Być może, ale faktem pozostaje, że Marina została znaleziona przez ludzi właśnie wśród małp, na swoje nieszczęście...
Grupa kłusowników znalazła dziewczynkę i to najgorsze, co mogło ją spotkać. Zabrali ją ze sobą i... sprzedali. Marina była wykorzystywana w domu publicznym, traktowali ją jako swoisty "ewenement" i "dzikuskę". Okazuje się, że lepiej traktowały ją zwierzęta...