Zbierał pieniądze na operacje córki, a tak naprawdę... Szok!
Sprawa, którą ostatnio żyją hiszpańskie media, bulwersuje i wzbudza olbrzymie emocje. Przypadek 11-letniej dziewczynki, Nadii Nerei, boleśnie uderzył we wszystkie organizacje pomagające zebrać pieniądze na leczenie chorych dzieci. Sprawił też, że ludzie dobrej woli zaczęli się zastanawiać, czy oby na pewno jest sens pomagać obcym ludziom.
Gdy poznacie historię Nadii i jej rodziców, sami przekonacie się, że czasem przez jednego człowieka można stracić wiarę w to, że są jeszcze dobrzy ludzie.
Fernando Blanco i jego żona Margarita od kilku lat zbierają pieniądze na leczenie swojej córki. Założyli nawet stronę na Facebooku, gdzie publikowali zdjęcia małej Nadii. Dziwnym trafem nie ma ani jednego zdjęcia z ponoć licznych pobytów dziecka za granicą, gdzie miało mieć przeprowadzane operacje. To na nie rodzina chorej na trichotiodystrofię Nadii zbierała pieniądze. Z pomocą ludzi dobrej woli zebrali aż 150 tysięcy euro w zaledwie 4 dni! Pieniądze miały być przeznaczone na rzekomą operację w Stanach Zjednoczonych...
Ojciec Nadii twierdzi, że odwiedził z córką lekarzy w Indiach, Brazylii, na Kubie, a nawet... szukał znanego specjalisty w Afganistanie, gdzie musieli się chronić w jaskiniach przed bombami. Nadia miała już przejść 6 operacji. Historie, jakie Fernando zaczął opowiadać dziennikarzom, zwróciły uwagę specjalistów od tej rzadkiej choroby, jaką jest trichotiodystrofia. Zaprzeczyli, jakoby ten mężczyzna kiedykolwiek się z nimi kontaktował. Fernando wymyślił wtedy historię o pomocy ze strony ludzi związanych z rządem, którzy nie chcą, by ich nazwiska zostały ujawnione. Wygodna wymówka, prawda?
Co więcej, specjaliści zgodnie zaprzeczają, jakoby ta choroba w naszych czasach była śmiertelna. Już od ponad 10 lat nie kwalifikuje się jako choroba śmiertelna, a jej objawy można leczyć, jak zapewnia doktor Juan Ferrando, światowej sławy specjalista. Po jego orzeczeniu policja zapukała do drzwi rodziny Nadii.
Rodzice małej nie mieli ani jednego zdjęcia z leczenia dziecka poza krajem, nie potrafili wskazać nazwiska ani jednego lekarza twierdząc, że "prosili o anonimowość", nie pokazali żadnych faktur ani nic, co świadczyłoby o tym, że olbrzymie pieniądze zostały przeznaczone na leczenie "śmiertelnie chorej" dziewczynki. Policja znalazła za to co innego...