Umarła w czasie swojego 7. porodu. Kiedy zakończył się pogrzeb, noworodek trafił w ręce nieznajomej kobiety...
Podobnie jak wielu młodych ludzi, tak i Brytyjka Emilie Larter chciała zrobić coś szalonego. Dziewczyna dopiero co skończyła studia i dostała pracę w szkole, a ostatnie w swoim życiu tak długie wakacje postanowiła spędzić jako wolontariuszka w sierocińcu w Ugandzie. Nawet nie przypuszczała, że pod sam koniec dwumiesięcznego wyjazdu dojdzie do sytuacji, która wywróci jej życie do góry nogami!
Emilie i jej koledzy musieli pojechać do oddalonej o godzinę jazdy samochodem miejscowości, w której doszło do tragedii. W czasie porodu matka zmarła zostawiając bez opieki aż siedmioro dzieci. Rodzeństwo miało trafić do sierocińca. Zaledwie kilkudniowym Adamem, jak nazwali go wolontariusze, od razu zajęła się Emilie. To specjalnie dla niego dziewczyna przedłużyła swój wolontariat o kolejne dwa miesiące.
Emilie nie miała pojęcia, jak opiekować się noworodkiem, więc praktycznie codziennie dzwoniła do swojej mamy z prośbą o rady. To też jej zwierzyła się, że nie wyobraża sobie zostawić swojego podopiecznego w sierocińcu, w którym nawet nie było wody ani prądu. Emilie martwiła się tym bardziej, że musiała wracać do ojczyzny... To, co zrobiła potem, zaskoczyło absolutnie wszystkich! Czytajcie dalej.