Syn ignorował swoją matkę. W dniu jej pogrzebu zdał sobie sprawę z czegoś strasznego.
Gdy były już bokser, Marc Mero (znany też jako Johnny B. Badd) zaczął pracować z młodzieżą, wszyscy zdziwili się. Marc bardziej pasuje do typu twardego mężczyzny, który nie stroni od używania argumentów siłowych niż do spokojnego wykładowcy walczącego z przemocą i znęcaniem się nad słabszymi. Okazuje się jednak, że nowy zawód jest jego powołaniem!
To, co Marc Mero opowiedział w czasie jednej ze swoich konferencji doprowadziło do łez wiele osób... Bokser opowiedział o trudnej relacji z własną mamą.
"Gdy byłem nastolatkiem, wstydziłem się mamy. Przeszkadzało mi to, że najwyraźniej cały czas źle o mnie myślała. Zawsze chciała wiedzieć, co robię, pewnie nie wierzyła mi, że naprawdę marzę o karierze sportowca, raczej widziała we mnie imprezowicza. Tak myślałem, bo nie miałem ochoty z nią o tym rozmawiać, jak zresztą o niczym.
Byłem w Japonii, na zawodach, gdy dotarła do mnie wiadomość o śmierci mamy. Wybiegłem z hotelu i bezmyślnie biegłem przed siebie mając w głowie tylko jedno zdanie: Mamo, tak bardzo mi przykro!.
W czasie pogrzebu cały czas miałem nadzieję, że mama obudzi się, że to tylko jakiś zły sen. Chciałem wyjaśnić jej mój błąd. Do tej pory najważniejsze dla mnie było wygranie walki i zarobienie kolejnych pieniędzy. Nigdy nie było mnie dla rodziny.
Dopiero po śmierci mamy zrozumiałem, jaką wartością jest rodzina. Zrozumiałem też, jak szybko można ją stracić jeszcze zanim bliscy odejdą. Teraz wolę żyć chwilą, a nie myśleć o przyszłości. W życiu nie liczy się to, ile zarabiamy, tylko to, co mamy w sercu. Najważniejszą wartością w naszym życiu zawsze powinna być miłość".
Doceniajmy naszych bliskich i mówmy im, ile dla nas znaczą, póki mamy okazję. Nie odkładajmy tego na później, bo nie mamy gwarancji, że "później" nadejdzie.
Mądre słowa, które warto udostępnić.