Lecąc do Pjongczang miał dwa cele - zdobyć medal i uratować psy.
Gdy Gus Kenworthy przyleciał do Pjongczangu miał w głowie nie tylko myśli o zdobyciu medalu, ale i o uratowaniu psów. Amerykański sportowiec dobrze wie, że pomimo utworzenia w Korei Południowej pierwszej organizacji pomagającej zwierzętom (doszło do tego dopiero w 1991 roku...), psy wciąż są tam zabijane na mięso. Przetrzymuje się je w strasznych warunkach i zabija w bestialski sposób. Gus postanowił wykorzystać okazję i pomóc, zresztą to nie pierwsza taka interwencja narciarza. Już cztery lata wcześniej w Soczi Gus adoptował całą psią rodzinę.
26-latek powiedział: "Nie popieram rzezi psów na mięso, ale nie czuję się upoważniony do narzucania innej kulturze wzorców z mojego kraju. Uważam jednak, że sposób, w jaki zwierzęta są traktowane, jest karygodny i tu będę oponował".
Sportowiec odwiedził jedną z popularnych "psich ferm". Doskonale zdaje sobie sprawę, że wiele z przebywających tam psów zostało ukradzionych swoim właścicielom, tak działa tamtejszy rynek mięsny... Na szczęście chociaż ta jedna rzeźnia padła! Olimpijczyk współpracujący z międzynarodową organizacją "Humane Society" uratował 90 psów, które teraz trafią do adopcji w USA i w Kanadzie.
Sam Gus też został dumnym posiadaczem kolejnego psiaka. Beemo trafił w dobre ręce!
O pięknych gestach warto mówić i dlatego udostępnijcie ten post na Waszym Facebooku! :)