Zaledwie 2 tygodnie po adoptowaniu psa, chciał go oddać, ale TEN list zmienił wszystko!
Pewien mężczyzna od niedawna mieszkał w nowej miejscowości. Nie miał rodziny ("bo jeszcze jest na to za młody, przyjdzie odpowiednia pora"), ale za to marzył mu się pies. Wiecie, zawsze jest raźnej wracać do domu, gdzie chociaż czworonóg ucieszy się na nasz widok. No i zawsze to dodatkowa motywacja, żeby wyjść z domu (no dobra, psa można też wypuścić, żeby pobiegał po ogrodzie, ale założeniem były wspólne przebieżki dla formy). Dodatkowy argument - na psa łatwiej poderwać ładną dziewczynę. To jest naukowo stwierdzone. Koniec. Kropka. Mężczyzna zaczął więc przeglądać stronę miejscowego schroniska i szybko wpadło mu w oko zdjęcie owczarka niemieckiego, który dopiero co znalazł się w schronisku. Pojechał po niego nie zdając sobie sprawy, że adopcja wcale nie jest taka łatwa...
"W schronisku dali mi rzeczy Merlina: kosz do spania, miskę, ogromny (serio!) worek pełen nowiutkich piłek tenisowych i zapieczętowany list od poprzedniego właściciela psa. W aucie Merlin jeszcze jako tako się zachowywał, chyba był w szoku, bo potem pokazał, na co go stać. Kolejne dwa tygodnie były pokazem siły z jego i mojej strony, ciągłą walką o dominację, ale w sumie w schronisku uprzedzili, że potrzebny jest okres aklimatyzacji... Nie powiedzieli za to paru innych rzeczy."
"Merlin ciągle chodził z jedną z piłeczek tenisowych w pysku. Zaczęło mnie to tak irytować, że nawet kupiłem mu kilka nowych zabawek z myślą, że porzuci swoje piłeczki. Nic z tego.
Nie udało się z zabawkami, to chociaż chciałem nauczyć go paru komend. Wiedziałem od ludzi ze schroniska, że reaguje na "siad", "chodź", "leżeć", tyle że... Kompletnie mnie ignorował! Wiem, że wyraźnie słyszał swoje imię, czasem nawet obdarzył mnie łaskawym spojrzeniem i... znowu robił, na co miał ochotę.
A generalnie miał ochotę, zawsze i wszędzie, niszczyć moje buty. Gdy znalazłem kolejną parę doszczętnie zgryzioną, nie wytrzymałem. Miałem w nosie czekać, aż skończą się te dwa straszne tygodnie. Chciałem odwieźć go do schroniska już teraz, więc zacząłem od pakowania jego rzeczy. Niech schronisko samo się z nim męczy."
"Wściekły, natknąłem się na worek z piłeczkami. Ze złością rzuciłem jedną w stronę Merlina, a on... radośnie zamerdał ogonem. Tak szczęśliwego jeszcze go nie widziałem. Wtedy zobaczyłem list, o którym zupełnie zapomniałem. Pomyślałem, że warto sprawdzić, czy może były właściciel ma dla mnie jakieś wskazówki, jak sobie radzić z tym czworonożnym potworem o oślim uporze. Przytoczę Wam ten list..."