Listonosz przez ponad 10 lat raz w roku przynosił jej do domu prezent od nieznajomej osoby. Gdy dowiedziała się, kim był nadawca, było już za późno, by podziękować.
"Dla niej to, co czułam, zawsze było najważniejsze. To mama nauczyła mnie, że nawet w najtrudniejszych i najbardziej bolesnych momentach w życiu da się znaleźć coś dobrego, co pomoże nam przetrwać. Po śmierci taty powtarzała mi, że musimy być jak róże: delikatne, ale równocześnie silne, magiczne i tajemnicze.
Mama zmarła, gdy miałam zaledwie 22 lata, na krótko przed moim ślubem.
Od tamtego czasu listonosz już nie przynosi mi białych róż".