Kopnął psa nieznajomej dziewczyny. Nie wiedział, że to zmieni całe jego życie.
"To smutny dzień. To mój pierwszy dzień bez mojego najlepszego przyjaciela, który zmienił mnie nie do poznania. Wszyscy - moja dziewczyna, moja rodzina i znajomi - mówią, że odkąd go poznałem, jestem innym człowiekiem. Dla ścisłości - jestem lepszym człowiekiem. Zacznijmy jednak od początku...
Mając 18 lat byłem wybitnie głupim, zadufanym w sobie osiłkiem, któremu wydawało się, że silne mięśnie i groźna mina to wszystko, co jest potrzebne, żeby odnieść sukces, mieć poważanie wśród kolegów i podrywać dziewczyny. Tak było dopóki nie poznałem Julii, z którą jestem już prawie 5 lat. To dzięki niej poznałem też mojego najlepszego przyjaciela. Oto on:
Wiecie, nie byłem typem człowieka, który kocha zwierzęta. Były mi obojętne, zresztą wychowałem się w domu, w którym każdy był sobie raczej obojętny. Liczyły się pieniądze, koledzy i to, co powiedzą sąsiedzi.
Julka była i jest zupełnie inna. Gdy się poznaliśmy, uznała mnie za kompletnego idiotę i trudno jej się dziwić - kopnąłem jej psa. Spacerowała z nim po parku, w którym siedziałem z kolegami, a on nagle się jej wyrwał i pobiegł za kotem w moją stronę. Wiem, wiem, to było głupie, ale i ja wtedy jeszcze nie miałem kogo naśladować. Kopnąłem szczeniaka, a Julka, która dosięga mi ledwie do ramion i waży o połowę mniej, bez wahania stanęła w jego obronie. Zaczęło się źle, ale nie każda opowieść musi dobrze się zaczynać - ważne jest to, jak się kończy. A ja po kilku dniach łażenia za Julką krok w krok jak zbity pies (nie przyrównując) w końcu dostałem moją szansę. Na pewno pomogło to, że Smerf nie wiadomo dlaczego zaakceptował mnie pomimo tego, że zrobiłem mu krzywdę. To była moja pierwsza lekcja na temat psów - szybko wybaczają.
Julia absolutnie uwielbia zwierzęta, a szczególnie psy. To ona powtórzyła mi zdanie, które zawsze cytował jej dziadek:
Wolę przyjaźnić się z psami niż z ludźmi. My składamy się w 70% z nienawiści, a w 30 % z miłości. Psy to 100% miłości.
Z czasem to zrozumiałem: Smerf kochał mnie tak samo, gdy byłem w dobrym, jak i w złym humorze. Za każdym razem witał mnie tak, jakbyśmy nie widzieli się przez pół roku, choć to był tylko jeden dzień. Odkąd z Julką zaczęliśmy studia i razem zamieszkaliśmy, codziennie okazywał nam swoją miłość i przywiązanie. Jak nikt poprawiał mi humor i rozbawiał swoimi wariactwami.
To Smerf nauczył mnie, że przyjaciele nigdy nie zawodzą, a do obcych lepiej nie mieć za dużo zaufania. To on nauczył mnie, że obowiązkowość to piękna cecha - pada czy nie, trzeba wyjść na spacer. To dzięki niemu doceniłem park - uwierzcie, że bieganie po parku z psem jest dużo lepsze niż jakakolwiek siłownia! Nie mam czasu na zły humor i zamykanie się w domu, bo on po prostu musi wyjść, a ja razem z nim. Z każdym krokiem powraca dobry humor...
Już nie wyobrażam sobie życia bez psa i nie zmieni tego fakt, że teraz niewyobrażalnie boli. Smerf miał raka, nie dało się nic zrobić. Po wielu przepłakanych nocach podjęliśmy z Julią trudną decyzję o uśpieniu Smerfa i, choć może zabrzmi to okrutnie, nie żałujemy. On bardzo cierpiał i to jedyne, co mogliśmy dla niego zrobić.
Teraz jeszcze nie jesteśmy na to gotowi, ale za jakiś czas przygarniemy nowego przyjaciela. Dzięki Smerfowi już wiem, że chcę odkryć w sobie jak najwięcej procent psa".
Jeśli podoba Ci się ta historia, koniecznie podziel się nią z innymi.